Dziś jest rocznica założenia mojego pierwszego konta na twitterze, przy czym zdecydowanie dołujący dzień dla wielu osób z tt. Pomimo wszystko znalazłam jakieś plusy - dzień patrona, za czym szedł apel, więc na jedenastą do szkoły i tylko przeżyć te około dwie godziny. Po szkole poszłam z kumpelą do biblioteki. Przez większość drogi szła z nami jedna znajoma, która zwykła piszczeć z zacieszem. Mądra ja oddaliłam się na odległość niezbyt bezpieczną, ale przynajmniej piski były bardziej znośne. Oczywiście nie obyło się bez żalów na tt, jak to mnie ogłuszają. Zaczęły rzucać się śniegiem (chciały użyć także żółtego). Usłyszałam ciche zsuwanie się śniegu i niemal natychmiastowo owy śnieg spadł z dachu pewnego domu i głośno rypnął na chodnik. Piszczelec zaczęła jeszcze głośniej się wydzierać, a ja szłam nieporuszona z telefonem w ręce, przy czym darłam się na nią, aby się uciszyła. Licealiści idący ze szkoły patrzeli z drwiną na Piszczelca, albo po prostu ją ignorowali. Przez kilkanaście minut próbowałyśmy z kumpelą spławić piszczącą nadal istotę. Po kilkunastu minutach się udało, weszłyśmy do budynku i zasiadłyśmy przy komputerze. Jakiś czas później poszłyśmy każda do swojego domu, a teraz rozmyślam jaki film by obejrzeć.
Do napisania! ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz